poniedziałek, 17 grudnia 2012

Polskie seriale.

Notka dla ludzi, którzy są miłośnikami seriali typu 'na wspólnej', 'klan', 'm jak mamtowdupie' oraz brazylijskich telenoweli.

Kurwa mać! Bo nie sposób zacząć inaczej; jakim cudem jesteś w stanie to oglądać dłużej niż 15minut...tygodniowo. Zanim w ogóle przystąpię do analizy odbiorców tych jakże pełnych akcji produkcji, przybliżę najpierw ogólny zarys co zacz. Polskie seriale mają fabułę tak zawiłą, że większość odcinków mogłaby mi posłużyć za linijkę. Telewizji nie oglądam od przeszło 5lat, jak nie lepiej, bo ilość gówna wciskana mi tam za pośrednictwem reklam wysypywała mi się przez okna. Rezygnując z tego medium nieświadomie ulżyłem sobie też o kontakt  z polskimi serialami- przynajmniej na taką skalę, jak niektórzy ludzie poddają się dobrowolnie. Jednak piszę tę notkę z jakimś pojęciem co mi na nerwy idzie; to też wniosek jest prosty- miałem z tym styczność (z różnych względów). Dane mi było obejrzeć parę odcinków takich ...'hitów'... jak "na wspólnej", "ojciec mateusz", "brzydula", "pensjonat pod różą", "w11", "klan"... i jeszcze parę, których tytułów na szczęście nie pamiętam. A to dopiero polska część półświatka. Z zagranicznych produkcji kojarzę "modę na sukces", "zbuntowanych" i coś tam jeszcze z aniołami w tytule. Akurat 'moda na sukces' to osobna historia, której akcje można doskonale posumować cytatem który zapadł mi w pamięć, niestety nie pamiętam autora: -co się działo ostatnio w "modzie na sukces"? - Dachowali -I co, to cały odcinek? -Nie, trzy.

Jeśli chodzi o podsumowanie Brazylijskich telenoweli, to by było jakoś tak: "don fernando muyguapo zdradził francesce julitebonitę z marią lampucerą, jose alonzoguarro spiskuje przeciwko całej trójce, będąc bratem swojej ciotki, bo mąż kuzyna jego babci zmienił płeć i adoptował jego wnuka- więc logicznym jest, że nie może pozwolić by anita ojanegra zobaczyła ich razem" - a to dopiero pierwsza scena.

Polskie produkcje natomiast dzielą się na kilka rodzajów- i wszystkie w nazwie będą mieć 'para' bądź 'pseudo'. Przykłady:

Pseudokryminalne 'w11', "ksiądz mateusz":  "tamci chłopacy, którzy zupełnie przypadkiem stoją na widoku mogą coś wiedzieć - tak, masz rację, chodźmy to sprawdzić. // -chłopacy, wiecie coś? - nie! nic wam nie powiemy! -no powiedzcie... -no dobra, powiemy."

Pseudo-Para-medyczne (tytułów na [nie]szczęście nie pamiętam): "podajcie mu morfinę -nie możemy, to niebezpieczne! -wiem co robię, zaufajcie mi! -ok // -mówiłem, że nie można podać mu morfiny! -o nie, i co teraz - trzeba coś z tym zrobić - dajcie mu rutinoscorbin i okłady z mielonego żyta dwa razy dziennie na lewy pośladek // -dziękuję pani doktór!"

I reszta pseudoobyczajowo-parafamilijnych typu "na wspólnej", "brzydula", "majka" etc różni się między sobą (czasem) obsadą, kolejnością kwestii/zdarzeń, miejscem akcji. Ktoś kogoś poznał, ten ktoś jest w nieszczęsliwym związku z kimś innym komu się spodobał ten ktoś pierwszy. Jedni się kłócą, drugim nie wychodzi, ktoś tam jest czyimś szefem, potem jakiś ślub, rozwód, powrót do pierwotnego układu i podsumowanie 'oh to było tylko nieporozumienie, bo ja myślałem że chodziło o co innego'. Ewentualnie poruszane są problemy współczesnej młodzieży: Jarek nie odebrał telefonu od Weroniki. Na pewno całował się z inną dziewczyną na przerwie w kiblu. Mama zabrała Kasi iPada, Kasia czuje się mentalnie zgwałcona i świat jej się zawalił bo matka ograniczyła jej wolność. Karol studiuje i musi dorabiać na zmywaku, jest taki biedny, że musi pracować. Zosia nie może rozstać się ze swoim psem- tata tłumaczy, że nie może zostać, bo go potrzebują na komisariacie- w końcu jest komendantem.

Dobra, teraz do rzeczy: jak najebane trzeba mieć w głowie (lub jak pusto tam trzeba mieć, skoro się to komuś do tego łba mieści) by być w stanie oglądać życie innych ludzi. Nie, powaga. Jeszcze jakby się tam coś działo, nie wiem, śmieszne by to chociaż było czy cokolwiek. Ale tam się kurwa nic nie dzieje. Podgląd prawie 24/7 z życia fikcyjnych postaci. Na prawdę tak bardzo nie masz swojego życia, że musisz oglądać to co robią inni? Nie masz swoich problemów i potrzebujesz cudzych, by się nimi przejmować? Bardzo sielankowe życie masz, powiem Ci. Jeszcze jakbyś się mógł czegoś z tego dowiedzieć, nauczyć... cokolwiek. To nie. Najlepsze jest to, że Ci się wydaje, że jesteś jakby 'ponad' nimi, bo to Ty ich oglądasz, a nie oni Ciebie. Nie rozumiesz, że tak na prawdę ktoś ciągnie kasę za to, że zrobił produkcję na podstawie życia Twojego/Twoich sąsiadów i owinął to gówno w tak ładny papierek, że nawet nie zaglądniesz co jest w środku. Zero perspektyw, zero życia własnego (spotkanie z kimś by obgadać co zrobiła któraś z postaci w którymś z seriali się nie liczy), zerowe użytkowanie własnego mózgu. Ale Tobie się wydaje, że owszem, myślisz, bo jesteś w stanie ocenić, że to co ktoś zrobił jest głupie/fajne zrobiłbyś tak samo/inaczej. Nie ogarniasz własnego życia, a wydaje Ci się że ogarnąłbyś czyjeś- tak właśnie, wydaje Ci się. Poproszę Cię o opinię/wypowiedzenie się na jakiś znaczący temat, typu 'czy wiesz gdzie jest najbliższy szpital/apteka' lub 'pamiętasz co się działo w xyz zanim okradli Rafała?", "czy uważasz ze do dobry pomysł żeby kupować to teraz, może poczekać na upgrade modelu/na promocję"- milczysz. Za to będziesz w stanie mi wymienić byłych eweliny, do trzech chłopaków wstecz, będziesz się podniecać gdy wiesz 'co będzie w następnym odcinku' (w ogóle, kurwa: po co to oglądać, skoro wiesz co się stanie? Tego też nigdy nie ogarniałem.), a co najlepsze, uznasz że to JA jestem dziwny, gdy nie podchwycę żadnego z Twoich tematów rozpoczynających się słowami 'a widziałeś ostatnio w tutaj_nazwa_serialu jak...' - Nie kurwa, nie widziałem. O połowie tych seriali i których gadacie nie mam nawet pojęcia. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że 'musisz się spieszyć, bo Ci się serial zaczyna'. Krzyż Ci na drogę.

Jest oczywiście parę polskich produkcji, które są jawnie pastiszowe bądź prześmiewcze, więc na nie się patrzy troszeczkę inaczej, np "świat według kiepskich", "daleko od noszy" etc. Z tym, że o ile Andrzeja Grabowskiego szanuję, to postać którą gra strasznie mi idzie na nerwy i nie jestem w stanie tego oglądać. "Daleko od noszy" z kolei jest na takim poziomie, że z czasów w których oglądałem jeszcze telewizję, ten wspominam najlepiej. Było jeszcze naturalnie takie coś jak "tata, a marcin powiedział" albo "rodzina zastępcza"... i nie poleciłbym tego nikomu w ramach 'zapoznania się z polskimi produkcjami', natomiast nie odradzałbym zobaczenia, jeśli chętni sami by się pojawili. W tym miejscu jeszcze zaznaczę, że dzięki YouTube'owi dane mi było zobaczyć, ze Polska jednak nie leży całkowicie na tej płaszczyźnie, bo bodajże tvnowi udało się stworzyć coś, co było w miarę oryginalne i dosyć śmieszne. Mianowicie parodia wszystkich mydlanych oper w formie hiperbolizacji drobnostek. Tytuł w tej chwili wyleciał mi z głowy, chociaż jak sobie przypomnę, to edytuję notkę. Niestety, polskie bydło jest zbyt przyziemne intelektualnie, by nawet tak podaną na tacy kwintesencję parodii przyswoić. Program został zamknięty po chyba 4 czy 5 odcinkach.

No ja pierdolę. Jeśli mam do wyboru oglądnięcie chociażby durnego CSI:NY lub W11, to chyba nie muszę mówić, że CSI wygrywa jeszcze w przedbiegach. House vs Jakiś polski serial o lekarzach? No proszę Cię. Z amerykańskich produkcji jednym tchem jestem w stanie wymienić multum na prawdę ciekawych, interesujących, pełnych zwrotów akcji seriali, a gdybym w tej samej kategorii miał wskazać seriale polskie, nie wiem czy wymyśliłbym trzy tytuły siedząc przez godzinę ze 'światem seriali' w dłoni. Ostatnio modny się stał "Dexter" normalnie nie podążam za modą, ale wiele osób podeszło do mnie i mi go poleciło prywatnie, więc postanowiłem dać mu szansę. Przyznam się, że spodziewałem się czegoś lepszego i niespecjalnie mnie wciągnął. Ale to i tak jest lepsze, niż jakikolwiek polski serial który mi obecnie przychodzi do głowy.

Jeśli oglądasz którykolwiek z tych polskich badziewi, jesteś intelektualną kaleką. Jest to zarówno przyczyna jak i symptom. Oglądasz, bo nie masz perspektyw- a nie masz perspektyw, bo wciskasz swojemu mózgowi taką watę, że nie domaga się prawdziwych bodźców. Odetnij się od telewizora. Zamiast oglądać to gówno, zacznij czytać. Koniecznie chcesz oglądać filmy w TV to sprawdź sobie program w internecie, ustaw sobie przypomnienie i oglądnij film z reklamami, jeśli oglądanie online bądź kupowanie filmów nie jest w Twoim stylu.

Swoją drogą, ciężko w takim temacie nie wspomnieć chociażby o rozbieżności nawet w polskich filmach na przestrzeni lat. Osobiście bardzo podobają mi się filmy typu "Kiler", "Chłopaki nie płaczą", "Czas Surferów", "Dzień Świra", "Symetria", "Seksmisja" - problem w tym, że 'najświeższy' z tych filmów ma (zaraz) 10 lat. Obecnie, przyznając się, że oglądałem którąś z produkcji  ostatniej dekady, muszę się zachowywać jak uczeń gimnazjum kupujący papierosy. "Niestety" wychodzę z założenia, że żeby czegoś nie chcieć/nie lubić trzeba to najpierw poznać/spróbować. Nie z opowiadań, nie 'podobne', nie 'wydaje mi się że to jest jak...' - tylko po prostu wziąć i spróbować. Przynajmniej nikt mi nie powie, że mówię o czymś nie mając o tym pojęcia (vide psychologowie 60+, którzy są 'specjalistami ds. gier komputerowych'). Oglądałem więc film pod tytułem "Wyjazd integracyjny". Boże święty. Przypuszczam że jestem jednym z niewielu polaków, który był w stanie dotrwać do końca tego filmu na trzeźwo. Jeśli miałbym zgadywać, jak był pisany scenariusz, to zamknięto w pokoju ~20 osób, każda z nich miała napisać jedno zdanie, potem losowało się 10 z nich, podrzucało pod sufit i jak konfetti spadło, tak ustawiało się kamienie milowe w filmie. Jest teoria, że jakby iluśtam małpom pozwolić napierdalać na maszynach przez 100 lat to napisałyby "Pana Tadeusza" - boję się, że w starciu z tymi ludźmi, małpy nadal byłyby na prowadzeniu. Natomiast pozytywnie zaskoczył mnie film "Weekend" - który oczywiście nie umywa się nawet do "Kilera" czy "Poranku Kojota", natomiast z tych nowszych produkcji jest najbliżej mojej definicji filmu dającego się oglądnąć. Jest parę żartów które nie wszyscy zrozumieją, jest parę tekstów które wymagają pewnego ogarnięcia, ale nie ma większego problemu z łyknięciem go. Co prawda fabuła tam kuleje, a przekaz do dziś nie wiem jaki ten film miałby za sobą nieść, ale jeśli są jeszcze osoby mające jakiś wpływ na rozwój polskiej kinematografii, proszę: idźcie w stronę "Weekendu", a nie "Wyjazdu integracyjnego" -błagam. (Swoją drogą- chętnie bym się dowiedział, czy aktualnie można coś ciekawego znaleźć na półce z polskimi filmami- bo o zagranicznych to na razie nie ma sensu wspominać wobec naszego kalectwa. To byłoby kopanie leżącego.)

"Nie ma mniejszej i większej połowy, ale większa połowa z Was tego nie zrozumie." - chodzi mi o to, że po przeczytaniu tego tekstu będziesz w jednej z trzech grup:
1-"No, faktycznie" i zaczniesz zmieniać swoje życie (niekoniecznie pod to co ja napisałem, ale przejrzysz na oczy)

2-Na zasadzie "faktycznie, dobry workout, od jutra ćwicze" - zaczniesz przeglądać dalej internet, zapominając o tym co przeczytałeś

3-Staniesz się materiałem na którąś z kolejnych notek. "Bo co jakiś koleś z internetu może wiedzieć o moim życiu, ja wiem lepiej czy mam władze nad swoim życiem czy nie! ...Oh, serial mi się zaczyna."

Zwróć uwagę, na tytuł tego bloga i zastanów się nad treścią notki którą właśnie skończyłeś czytać.

1 komentarz:

Myśl co piszesz, zamiast pisać co myślisz.