Przepisy, szczególnie dotyczące ruchu drogowego, mają tendencję do wprowadzania mnie w szok, osłupienie, a czasem nawet podziw. Podziw dla bezmyślności całego łańcucha przyczynowo-skutkowego ze szczególnym uwzględnieniem każdej następnej osoby przez którą te przepisy przechodzą. Ale po kolei.
Skupię się na razie na wspomnianych przepisach ruchu drogowego. Otóż niedawno (w końcu) dotarła do mnie tak oczywista oczywistość, że aż głupio mi się do tego przyznać- mianowicie przepisy absolutnie nie są wprowadzane po to, by zwiększać bezpieczeństwo, likwidować zagrożenia, zmniejszać prawdopodobieństwo kolizji bądź innych zdarzeń drogowych - nawet z udziałem pieszych, a już na pewno nie usprawniać komunikację w mieście. Wciska się nam taką propagandę, że gdyby każdy impuls ze strony władz zobrazować za pomocą drzazgi, to nie tyle bylibyśmy cali w drzazgach, bądź mieli dom wysypany nimi po brzegi, co moglibyśmy spokojnie całe drewniane osiedle zbudować i jeszcze by nam zostało na palenie tym w kominkach. Od maleńkości perswaduje się nam by działać/żyć zgodnie z obowiązującym prawem, że należy przestrzegać przepisów, że stosowanie się do narzuconych reguł jest dobre. I później, podprogowo zaprogramowani przestajemy kwestionować ich bezsens i nielogiczność.
Oczywiście już spieszę z przykładami.
1. Zakładanie blokady na koło.
No iście zajebisty pomysł! Auto utrudnia ruch/ogranicza widoczność (bądź narusza jakikolwiek inny powód, dla którego zakaz został w danym miejscu ustanowiony)- więc zamiast je odholować, bądź po prostu przywalić mandat, to takie auto się unieruchamia, by jeszcze dłużej przeszkadzało.
2. Ograniczenie prędkości.
Szczerze- ile osób jeździ 50km/h po mieście? I czemu to ma służyć? Momentami 70, świetnie. Przepisy zostały wprowadzone jeszcze zanim się urodziłem, a wtedy szczytowa prędkość przeciętnego samochodu nie przekraczała znacząco 100km/h. Więc Wprowadzenie 50% maksymalnej szybkości samochodu (przy ówczesnych technologiach bezpieczeństwa typu ABS ESP BAS i innych dziwnych skrótów- bądź ich braku) w mieście i 70% tego na szerszych drogach jeszcze rozumiem. Ale odkąd auta są w stanie wjechać w ścianę i pasażerowie wraz z kierowcą wychodzą z tego żywi (czasem nawet bez większych obrażeń)- to umówmy się, że poziom jakości branży samochodowej znacząco się podniósł. Mało który samochód obecnie nie jest w stanie dobić do 160km/h. W takim razie, skoro technologia i technika poszły do przodu, dlaczego wciąż trzymamy się przepisów z epoki asfaltu łupanego? Jak to jest, że gdy rozwinął się przemysł teleinformatyczny, dało się wprowadzić parę nowelizacji i ustaw (to czy sensownych na razie zostawiam na boku) dotyczących danego aspektu, można było zdefiniować piractwo, kradzież tożsamości internetowej, sprecyzowanie, że korzystanie z czyjegoś WiFi jest przestępstwem... Ale w branży samochodowej, która dotyczy znacznie większego grona... no ni chu-chu, by coś się miało zmieniać. Tzn owszem, wyższe mandaty, bardziej rygorystyczne kary, bardziej restrykcyjne egzekwowanie przepisów poprzez władze... ...starych przepisów! Jedyna istotna zmiana w przepisach ruchu drogowego, która obecnie mi przychodzi do głowy, to podniesienie limitu prędkości na autostradach ze 130km/h do 140. Nie mogę narzekać, na prawdę. To, że tych autostrad w Polsce jest tyle, co uczciwych polityków u nas w rządzie, to znów inna bajka. Ale wróćmy do tematu- 50km/h po mieście? Po co? Jak potrzebuję, jadę 60, 70... czasem więcej. Czy jeżdżę powyżej 100km/h w terenie zabudowanym? Skłamałbym gdybym powiedział, że nie. Ale każdy, kto ma prawo jazdy nie krócej niż ja, byłby hipokrytą twierdząc, że będąc czynnym kierowcą nigdy nie przekraczał znacząco ograniczeń. Ale ten sam ja, na ograniczeniu do 50 jestem w stanie jechać 20-30km/h, bo uważam że w danym miejcu mogą pojawić się na drodze dzieci/zwierzęta, bądź po prostu nieuważni kierowcy wyjadą mi pod koła. Przepisy są kompletnie niedopasowane do rzeczywistości. Nie wiem czy zwróciliście uwagę, ale 90% przypadków, ba, 99% (przynajmniej z którymi ja się spotkałem) wyłączona sygnalizacja świetlna sprawia, że nagle najbardziej zakorkowane ulice w Krakowie stają się płynnie przejezdne! I to nie tylko z głównej, podporządkowane też wcale nie są zakorkowane. Tzn oczywiście, zawsze jest ten 1%, kiedy trafi się jakaś pizda bojąca się samochodu który ledwo widać na horyzoncie i w ten sposób blokuje ruch.
Takich ludzi powinno się ściągać na pobocze (oczywiście mówię o władzach, a nie o samowolce) i im wciskać mandaty za utrudnianie ruchu, bądź powodowanie zagrożenia na drodze. Priorytetem w ruchu drogowym powinna być płynność. Gdyby wykluczyć elementy wpływające negatywnie na płynność, nagle okazałoby się, że po Krakowie da się jeździć! Przykładowo- jedzie sobie jakiś dziadek, któremu się ewidentnie nie spieszy 40km/h na drodze z ograniczeniem do 50. Przeciętni kierowcy jeżdżą tamtędy min. 60km/h. Teraz dziadek zamiast zjechać, będzie popierdalać ze swoja zabójczą predkością, ciągnać za sobą sznur samochdów, zamiast zjechać na chwilę na bok (skoro i tak mu się nigdzie nie spieszy), puścić wszystkich i znów włączyć się do ruchu. Tak więc inni kierowcy są poniekąd zmuszeni wyprzedzić delikwenta, więc łamią np przepis dot. ograniczenia prędkości, a czasem dodatkowo zakazu wyprzedzania. Załóżmy, że policja widziała to zajście i podejmuje interwencję. Logika nakazuje likwidację źródła problemu, by ten się nie powtórzył. Ale nieee. Nasz jakże genialny system promuje leczenie objawowe i nakazuje by policja zainteresowała się symptomem, a nie przyczyną. Tak więc dziadek będzie dalej utrudniał ruch, a policja będzie gonić tych którzy potrzebują się gdzieś dostać na dany czas.
Drugi przykład - droga dwukierunkowa jednopasmowa (czyt. po jednym pasie w każdą stronę). Pasy są na tyle szerokie, że gdyby osoba skręcająca w lewo (np na swoja posesję) stanęła przy lewej krawędzi, nie byłoby problemu z zachowaniem płynności ruchu, bo samochody zmieściłyby się między autem skręcającym a chodnikiem. Jednak znów kierowca skręcającego auta okazuje się być właścicielem nie tylko samochodu ale również tego odcinka drogi, więc jego przepisy nie dotyczą i postanawia skręcić ze środka pasa, bądź co gorsza od prawej krawędzi (tu: krawężnika). Ale trzymajmy się faktów- koleś skręca ze środka pasa, bo akurat środkiem jechał. Teraz by zachować płynność ruchu należało przejechać prawym kołem po (na szczęście praktycznie nieuczęszczanym) chodniku. Świadomie trzeba było nagiąć przepis. Gdyby to był pojedynczy samochód, to można by pomyśleć 'nerwowy kierowca'. Ale gdy wszyscy jadą za pierwszym wymijającym- to coś tu jest chyba nie tak. Bynajmniej nie z wymijającymi. Oczywiście ewentualna policja uderzy w pogoń za tymi właśnie.
3. Rondo a Skrzyżowanie z ruchem okrężnym
Miejcie litość! Zacznijmy od tego, że jedno z drugim ma tyle wspólnego co rower z samochodem. Rondo, to taki kawałek drogi, po którym się jeździ w kółko i na którym nie ma znaków z rozpiską pasów, nie ma świateł. Jedynie okrągły niebiesko-biały znak informujący o tym, że 'tutaj jeździmy w kółko'. Tak więc jadąc na rondzie prosto, będziemy non-stop jeździć przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, do momentu aż nie WŁĄCZYMY KIERUNKOWSKAZU W PRAWO w momencie, gdy chcemy zjechać z tego ronda. Nie wiem jakim cudem ludzie wpadają na pomysł, by przy takim układzie drogi kiedykolwiek włączyć kierunkowskaz w lewo. Co to ma niby oznaczać? "Uwaga, będę parkować na wyspie"?
A teraz skrzyżowanie z ruchem okrężnym. Najpierw skupmy się na pierwszej części nazwy. Skrzyżowanie. Normalnie jak podjeżdżasz na skrzyżowanie to co widzisz? Przeważnie światła, jakieś znaki (poziome i pionowe) z rozpiską pasów, pierwszeństwo na wypadek zepsutej sygnalizacji świetlnej. Na takim skrzyżowaniu migacza używasz jeszcze przed światłami, by zasygnalizować w którą stronę chcesz jechać, nie? No to jakie ma znaczenie, jaki kształt ma skrzyżowanie? Czy to zwykły "krzyż" czy skrzyżowanie typu "T" czy może węzły komunikacyjne, potocznie zwane właśnie skrzyżowaniami z ruchem okrężnym, bo mają tyle zjazdów, że skręcając cały czas w lewo można się tego skrzyżowania cały czas trzymać. Skup się. SKRĘCAJĄC w lewo. To znaczy, że jazda prosto powoduje iż zjeżdżasz z tego skrzyżowania. A z ronda musisz zakomunikować zjazd, bo po rondzie jeżdżąc prosto, masz wysepkę cały czas po lewej stronie, dookoła której jeździsz.
Na prawdę, to nie jest takie trudne.
-może to nie był akapit o idiotyzmie przepisów, ale szkoda na to całą notkę poświęcać
4. Pieszy = święta krowa
Najbardziej irytujący mnie jako kierowcę przepis. Co prawda nie jest w tej formie zapisany w zasadach ruchu drogowego, aczkolwiek wszystko się do tego sprowadza. Jeszcze takie oczywistości jak potrącenie pieszego na przejściu dla pieszych, gdy ten miał zielone jest jak najbardziej logicznym powodem do wyciągnięcia konsekwencji, to wraz z zagłębianiem się w detale oddalamy się od zdrowego rozsądku. Otóż przykład- jeśli pieszemu się przejedzie przez przejście (np bez sygnalizacji świetlnej), na które wszedł choćby półbutem, to jako skrajnie nieodpowiedzialny kierowca dostajesz 500zł kary i bodajże 10pkt. (według obecnych taryfikatorów). But it gets better! Jeśli pieszy zostanie potrącony na pasach, pomimo że kierowca miał zielone, a pieszy czerwone - nadal kierowca otrzymuje większą karę, za niezachowanie bezpiecznej prędkości, niż jakikolwiek pieszy za cokolwiek (w najgorszym wypadku z jakim się spotkałem zakończyło się na reprymendzie). Nadal mało? No to proszę, absurd nad absurdami: Pieszy, potrącony na drodze nie będąc w obrębie pasów nadal jest poszkodowanym/ofiarą wypadku, a nie sprawcą!
5. Alkohol i inne używki.
W żadnym wypadku nie jestem przeciwnikiem z jakichkolwiek substancji wpływających na świadomość. Wszystko jest dla ludzi. Tak długo, kiedy wszystkie doznania i skutki obejmują ich samych, a nie dotykają innych. Czytaj: chcesz się spić, to siedzisz na dupie w domu/klubie/pubie/barze a nie narażasz innych przez swoją bezmyślność. Dlaczego ja mam narażać swoje życie, bądź bać się o swoich bliskich, mając świadomość że jakiś idiota może wsiąść pijany za kierownicę i wyrządzić krzywdę nie tyle sobie, co komuś? Oczywiście teraz przekoloryzuję, ale jeśli ode mnie by to zależało- każdego pijanego kierowcę należałoby w momencie wywalić z samochodu i rozstrzelać, coby tapicerki nie pobrudzić. Jeśli jesteś takim kretynem, że nie masz szacunku dla własnego życia- ani tym bardziej cudzego, dlaczego ktoś inny miałby mieć? Może weź po prostu powieś się w szafie, albo wykop sobie grób i się w nim zakop, żeby zaoszczędzić innym kłopotu. 500zł mandatu? 15pkt? Nawet 1000zł. Niech będzie 2000zł. Nadal- co to jest za kara? Za jazdę po pijaku powinno być zabierane prawo jazdy ORAZ SAMOCHÓD. Nie ma, że 'jak to', 'czemu samochód', 'może nie jego', 'może jedyny samochód w rodzinie'. Na to ostatnie odpowiem krótko- jeżeli 'rodzina' dopuściła pijanego do samochodu, to musieli sie liczyć z tym że samochód może zostać rozbity w drzazgi. A czemu w ogóle samochód? Żeby nie miał jak stwarzać zagrożenia. To, że ktoś mu zabierze prawo jazdy, nie oznacza, że ten nadal nie będzie ryzykował jazdy. Nawet po pijaku. A co w sytuacji gdy ktoś mu to auto pożyczy? No cóż... widocznie komuś niespecjalnie się podoba jego auto, skoro pożycza je pijakowi, bądź dostatecznie go przed nim nie zabezpiecza. Auta potem na sprzedaż/części/szrot -może być z pierwszeństwem dla pierwotnych właścicieli, czemu nie. Ale gdy przez np miesiąc ktoś nie ma auta, a potem musi je wykupić znów za 5, 20, 50, 200tys... cóż. Na pewno jest to bardziej odczuwalna kara niż zapłacenie 500zł mandatu i dostanie 15pkt. Ah, no i jeszcze kwestia uzyskania prawa jazdy od nowa. Jeśli kogoś interesuje cały pomysł to śmiało- ja mam cały schemat w głowie.
Jeszcze pół biedy, jakby te przepisy wymyślała jedna osoba z połowicznym paraliżem mózgu i regresją instynktu samozachowawczego. Ale wszystkie ustawy, regulacje, nowelizacje i inne pomysły muszą przejść szereg jednostek weryfikujących je pod różnymi względami. Jak to jest w ogóle możliwe?
No ale dobra, skoro już zahaczyłem o interwencje policyjne: Ja uważam, że znacznie podniósłby się komfort jazdy, gdyby policja zaczęła karać tych, którzy wjeżdżają na skrzyżowanie, nie mogąc z niego zjechać- uniemożliwiając tym samym przejazd samochodom prostopadle do niego samego (w końcu komuś drogę zastawia, skoro jest na skrzyżowaniu, nie?). Albo gdyby zamiast wykorzystywać status pojazdu oznaczonego (nie mylić z pojazdem uprzywilejowanym) i naginać przepisy- policja sama by się zaczęła stosować do tego co sami ponoć egzekwują. Może dałoby im to do myślenia, że przepisy faktycznie są bez sensu. Wtedy, gdy z wielu jednostek pójdą pisma do zarządu, że należałoby coś z tym zrobić (a nie będą to pisma pojedynczych mieszkańców, tylko kogoś właśnie ze stanowiskiem policjanta) - to może w końcu komuś zaskoczą trybiki, że coś jest na rzeczy?
Jeszcze na zakończenie, już luźniej związane stricte z przepisami, ale nadal. Kultura jazdy. Pomijam tak skomplikowane zagadnienia jak jazda 'na zamek' przy zwężeniach czy komunikacji światłami, ale coś prostego- Zdajesz sobie sprawę, że w Polsce (z resztą jak w większości cywilizowanych krajów) jest ruch prawostronny, prawda? Może jednak nie wiesz co to znaczy, skoro jedziesz lewym pasem bez potrzeby? Nie, poważnie pytam. Wiesz, że prawym pasem się jedzie, a lewym przeważnie wyprzedza? To, że w czwartek będziesz skręcał w lewo, nie znaczy, że przez całe miasto masz jechać lewym pasem! Tak samo właściciele 'nowych' aut. Od których aż bije 'ojezu,ojezu,ojezu,ojezu moje auto. moje auto. moje auto. żebym przypadkiem nie zadrapał' i jedzie lewym 'pustym' pasem ledwo ponad dozwoloną prędkość, bo wszystkie pieniądze wydał na samochód, więc teraz nie ma nawet pieniędzy na mandat lub ubezpieczenie AC na wypadek właśnie skrobnięcia sobie auta. Uwaga, flashing news. W zestawie z nowym autem nie dostałeś lewego pasa na wyłączność, jedziesz jak pizda- jedź prawym pasem. Jeśli ktoś (pomimo, że nie powinien) wyprzedza Cię prawym pasem, to znaczy, że:
a) jedziesz jak ciota
b) jedziesz za wolno by jechać lewym pasem
c) nie patrzysz w lusterka by zobaczyć że ktoś za Tobą jedzie szybciej i nie ustępujesz mu miejsca
d) jedziesz jak ciota
Jeśli całe logiczne rozumowanie Cię przerasta, zapamiętaj tylko:
"Jeśli bez potrzeby jedziesz lewym pasem,
to wiedz, że jesteś głupim kutasem."
Kurwa, amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Myśl co piszesz, zamiast pisać co myślisz.